Chodź,
zobaczysz
pustoszejący szpital.
Białe szkielety łóżek poplamione krwią.
Spojrzysz w oczy niewinnym kobietom, leżącym w zimnych celach,
Usłyszysz ich krzyk i płacz z tęsknoty do dzieci, które pozbawione zostały
matek.
Ujrzysz siny odcień fioletu
pod okiem tej dziewczynki w sukience z falbankami,
która co dzień promiennie się uśmiecha,
a nocami ucieka ciemnymi ulicami z mieszkania,
pełnego przekleństw i krwawiących ran.
Usłyszysz słabnący oddech
samotnego, bladego mężczyzny,
konającego w starym fotelu
pustego domu.
Dostrzeżesz marmurowy pomnik,
ten, pod którym co wieczór stoi hardy chłopak w skórzanej kurtce,
płaczący o zmroku, wylewający tyle łez co wtedy,
w kościele.
Uderzając w płytę zadaje Bogu pytanie, na które żadne z tych ludzi nie zna
odpowiedzi.
Dlaczego.
Nie poczujesz,,
nie możesz zrozumieć,
ale chodź,
pokażę Ci życie,
Dzień jak co dzień.